Przemysł modowy nie lubi stagnacji. Nowy sezon oznacza nowe trendy. Na przestrzeni dekad na wybiegach zmieniały się nie tylko kreacje, ale też modelki – wraz z upływem lat możemy obserwować znaczne zmiany w postrzeganiu „piękna”.
Przemysł modowy nie lubi stagnacji. Nowy sezon oznacza nowe trendy - świeże pomysły, innowacje w krojach, próby stworzenia czegoś, czego jeszcze nie było, czy powrót do tendencji sprzed lat. Na przestrzeni dekad na wybiegach zmieniały się nie tylko kreacje, ale również modelki.
Ideały się zmieniają
Choć nie tak dynamicznie, jak w przypadku ubrań, wraz z upływem lat możemy obserwować znaczne zmiany w postrzeganiu kobiecego, idealnego piękna. To, co prezentowane na wybiegach i w kolorowych magazynach, szybko staje się wzorcem dla mas, dyktuje trendy i określa, co dziś uważane jest za piękne.
Zanim wyrocznią stała się branża modowa, wzorców piękna szukano w rzeźbie, malarstwie czy w hollywoodzkich produkcjach. Od zmysłowych i krągłych, barokowych kobiet Rubensa, przez filigranowe kobiety o smukłej sylwetce w czasach prohibicji, aż do seksbomb z lat 50., królowych Hollywood o kobiecych kształtach, z których najbardziej rozpoznawalną stała się Marilyn Monroe. Historia pokazuje wiele zmian w postrzeganiu piękna. Lata 60. można określić jako okres, w którym modelki przestały być sztywnymi, posągowymi postaciami z czarno białych zdjęć i stały się nowym wzorcem urody.
fot. Adobe Stock
Androgeniczna laleczka
Koniec lat 60. należał do Twiggy - młodziutkiej Brytyjki, której drobna budowa, chłopięca fryzura i wielkie oczy, osadzone na dziecięcej buzi, kontrastowały z cechami supermodelek ówczesnych czasów. Podczas gdy jej koleżanka z branży, klasyczna piękność Jean Shrimpton, określana była jako uosobienie kobiecego ideału, Twiggy, androgeniczna chudzina o wyglądzie laleczki, ku zaskoczeniu wszystkich (i samej siebie), szturmem podbiła serca w modowym świecie. Jej dziwaczne cechy stały się atutami i nowym wyznacznikiem piękna, a znudzone spojrzenie, wąskie biodra i drobne ciało były pożądanymi przez kobiety walorami.
Era supermodelek
fot. Adobe Stock
Wraz z nadejściem lat 80. przez prawie dwie dekady królowymi modowego świata i popkultury stały się długonogie boginie, o opalonych, jędrnych i wysportowanych ciałach. Nazwiska takich modelek jak Cindy Crawford, Naomi Campbell, Christy Turlington, Claudia Shiffer czy Linda Evangelista do dziś są znane nawet laikom.
Te prawdziwe ikony przez lata kreowały trendy, będąc symbolem piękna i kobiecości. Nie tylko seksowna aparycja, ale też emanująca od nich pewność siebie, duma i niezależność, miały ogromny wpływ na kobiety przez dekady! Wyznacznikami piękna były symetryczne rysy twarzy i smukłe ciała o wyraźnie zarysowanych kształtach, pełnych biustach i wydatnych biodrach. Ten okres w modzie nazywany jest erą supermodelek - następczynie gwiazd modelingu nigdy nie miały tak dużego wpływu na masowe postrzeganie piękna, jak "Wielka Piątka". Z jednym wyjątkiem...
Heroin-chic
fot. Adobe Stock
Kiedy z początkiem lat 90. na modowym rynku pojawiła się blada, wychudzona dziewczyna o pięknej buzi i czarującym spojrzeniu, oblicze modelingu zostało zmienione na zawsze. Niziutka Kate Moss była przeciwieństwem dotychczasowych królowych wybiegów i prawdziwym fenomenem, przez lata inspirującym fotografów i projektantów. Jej styl, określany jako „heroin-chic" i nonszalancka aparycja stały się nowym wyznacznikiem piękna.
Moss przetarła szlaki dla nietypowych modelek, jednocześnie na dobre wprowadzając do modowego świata kult chudego ciała oraz trend na wydatne kości policzkowe, bladą cerę, wąskie biodra czy piegi. Młoda Brytyjka przez lata dyktowała zasady, które są przestrzegane do dzisiaj. Popularne modelki o podobnej prezencji, wzbudzające liczne kontrowersje ze względu na bardzo szczupłe ciała to między innymi Anja Rubik czy Freja Beha Erichsen.
Kanony piękna dzisiaj
fot. Adobe Stock
czy możemy mówić o kanonach piękna w dzisiejszych czasach? Trudno mówić o kanonach, gdy odbiega się od wszelkich reguł i wzorców - jesteśmy świadkami próby ucieczki od dawnych schematów. Dziś normalizuje się to, co nietypowe oraz cechy, których dotychczas nie uznawano za atuty. Prowadzi to z kolei do dużej różnorodności i próby redefinicji piękna.
Ostatnie lata w modzie to manifestacja odmienności i ucieczka od jednego, utartego obrazu piękna.
Defekty stały się atutami - odstające uszy, diastema, krzaczaste brwi: to wszystko znalazło swoje „wow" w modelingu, a później w masowej kulturze. Branża modowa wręcz uzależniła się od nowości, utarte kanony wydają się nudne, a zapotrzebowanie na nowe, świeże, ciekawe twarze prowadzi do dużej rotacji modelek. Aby zaistnieć, trzeba wyróżnić się czymś z tłumu. Piękna buzia i długie nogi nie wystarczą, aby na dłużej zdobyć uwagę tłumu, znużonego ramowymi ideałami, przez lata gloryfikowanymi przez przemysł modowy.
Nowe zasady
fot. Adobe Stock
Kanonem piękna stała się akceptacja jego różnych oblicz i wyjście ze stereotypów. Na wybiegi wkroczyły transgenderowe modelki, prezentując inny obraz kobiecego piękna. Transseksualne gwiazdy wybiegów jak Andreja Pejic czy Teddy Quinlivan manifestują, że mają równe prawo do obrazowania piękna. Androgeniczna uroda jest na czasie w modowym świecie, a zabawa w zacieranie granic między kobiecością i męskością to cegiełka dokładana do promowania świadomości i ideologii równości.
W znaki rozpoznawcze i zalety przemienia się cechy, które do tej pory mogły stanowić źródło kompleksów. Czynniki chorobowe, czy defekty nieakceptowane przez środowisko, doprowadziły na szczyt między innymi cierpiącą na bielactwo Winnie Harlow, czy dotkniętego albinizmem Shauna Rossa. Występując w kampaniach i chodząc po wybiegach z koleżankami z branży, łamią stare zasady, sugerujące, że tylko Ci bez skazy mogą odnieść sukces. Świat mody kocha udowadniać, że piękno ma niejedno oblicze.
Nierealny obraz kobiecego ciała
fot. Adobe Stock
Po drugiej stronie barykady stoi armia modelek z pokazów Victoria's Secret, którym bliżej do opalonych bogiń z lat 90, niż do szczupłych koleżanek ze światowych tygodni mody. Wysokie, o idealnych, umięśnionych i smukłych ciałach, z symetrycznymi rysami twarzy, którą otula burza włosów, wydają się nie mieć żadnych wad. Sposób, w jaki prezentują wzór kobiecego ciała, uważany jest za wyidealizowany i nierealny, przez co ma szkodliwy wpływ na młode obserwatorki modowego świata.
Branża próbuje przełamać również ten schemat, promując modelki plus size i angażując je w kampanie firm bieliźniarskich. Jedną z najpopularniejszych twarzy jest Ashley Graham, amerykańska seksbomba, która na nowo definiuje obraz pięknego ciała - które może mieć różne oblicza i nie sprowadza się do jednego, nierealnego do osiągnięcia wzorca.
Kult młodości i chudego ciała
fot. Adobe Stock
Modelki o rozmiarze większym niż „0" coraz częściej pojawiają się w kolorowych magazynach, jednak nie oznacza to, że przemysł modowy żegna się z długonogimi chudzielcami. Grupa modelek plus size jest nieliczna w stosunku do dziewczyn, które cechują: chłopięca figura, wąskie biodra, zarysowane obojczyki czy widoczna przerwa między udami - cechy nadal pożądane w modowym światku.
Niektóre tendencje od lat pozostają niezmienne, a kult szczupłego ciała i młodości mają się bardzo dobrze. Czy trudne do osiągnięcia wymogi dotyczące wymiarów ciała i trend szczupłości nadal będą utrzymywać się w modelingu? Czy w przyszłości branża modowa postawi na większą różnorodność i modelki prezentujące pełną gamę rozmiarów będą codziennością na wybiegach? Czas pokaże - historia pełna jest rewolucji w rozumieniu piękna, być może będziemy świadkami kolejnej.
Redakcja Maxmodels.pl/Materiały prasowe
Zdjęcie główne: Adobe Stock