''Everytnig ends'' stało się teraz absolutnie trafnym stwierdzeniem.
Nie moge odnaleźć swojego miejsca w tym wszystkim. Tak wiele się znowu zmienia. A najgorsze jest to, że nie mam na nic wpływu. Mogę się przyrównać teraz do tragicznego bohatera (''Król Edyp'', ''Antygona'' i te takie, nigdy nie sądziłam, że lektury szkolne pozwolą mi określić sytuację, w jakiej się znajduję!) : nieważne co zrobię - i tak poniosę klęskę. Nie wierzę w to wszystko! To takie dziwne i nie realne. Zawiodłam się na osobie, którą kochałam, w którą wierzyłam. Byłam pewna, że nigdy mnie nie zrani. A zraniła jak nigdy nikt.