ah.... teraz to już nic takiego ale w poniedziałek... 2 razy wyladowalam na głowie... byłam na rowerze, i za pierwszym razem hamulce nie zadziałały (wypadły te takie linki przy uchwytach, obie...) i wyrzuciło mnie z zakrętu, zjechałam z rowerem ze skarpy i wyladowalam w rzeczce plynacej pod mostkiem, cala w mule.. ale wtedy to jeszcze nic. najgorsze było w drodze powrotnej. bo jakos trzeba bylo trase do domu odbyc to ja dzielna dziewczynka wsiadlam na rower, cala w blocie, caluska mokra i jazda. tylko ze chyba organizm sie zbuntowal bo z tego wszytskiego nie zauwazylam glupiego slupka ktory oddzielal droge dla pieszych od drogi dla rowerzystow... rower sie w niego wbil, mnie wyrzucilo w powietrze i zanurkowalam w asfalcie...eh. na ta chwile to sie ciesze ze mam zeby w komplecie i kilka zadrapan bo moglo byc nieciekawie... ;/ a tak w ogóle to dziękuję, że pytasz :*
widzisz kohanei, ja jestem mistrzem w wkręcaniu samej siebie. wszyscy mi mówią żem swym największym wrogieu. wszystko boli mnie w głowie.
jak ktoś ma niepoukładane we łbie to nic go nie cieszy.
dziękuję bardzo za szczerą opinię :) w fotografii dostrzegam namiastkę aktorstwa, które pasjonuje mnie od zawsze, dlatego staram się wcielać i kreować przeróżne postaci. I jak to w aktorstwie, tak i w fotografii - jedne kreacje są bardziej udane, inne mniej...
jak ktoś ma niepoukładane we łbie to nic go nie cieszy.
ole!