Witam kochani Wizażystka z pasji i zawodu, pasjonatka nietuzinkowych pomysłów i projektów . Perfekcyjna w pracy i wymagająca;) ale otwarta na propozycje. Kontakt i info najlepiej na FB i danych poniżej. Serdecznie zapraszam do współpracy. Pozdrawiam i zapraszam do mojego Świata Piękna Elżbieta Skoczeń wizażystka, stylistka, kreatorka wizerunku, personal shopper http://www.es-wizaz.pl Phone: +48 604 143 120 Mail: es-wizaz@es-wizaz.pl FB: https://www.facebook.com/elzbieta.skoczen
Magdalena Łukasik.: Z zaciekawieniem przyglądam się Twoim pracom. Są takie inne, takie świeże. Gdzie na co dzień poszukujesz inspiracji?
Rafał Karcz.: W sobie, w głowie, w jaźni... Tak najkrócej. Poza tym muzyka, rock garażowy, teledyski na youtubie, jakieś przebitki i strzępy obrazów. To gdzieś zostaje.
M.Ł.: Chcesz przez to powiedzieć, że ciągnie Cię do tej czarnej strony sztuki?
R.K.: Ciągnie mnie na pewno w stronę psychodelii i niejasności: w obrazie, symbolice – tzw: niezdefiniowanie, także stylistyczne, coś brudnego, jakieś odrzuty i śmieci w powszechnym mniemaniu.
M.Ł.: Jesteś buntownikiem z wyrobu? Czy może robisz to w imię sztuki?
R.K.: Kiedyś byłem większym… [śmiech]. Ja po prostu pierdolę „układy” i „układziki” w świecie sztuki. Sam wydeptuje własną ścieżkę i miejscami ją poszerzam. Czasem naprawdę minimalnym nakładem środków, choć maksymalnym nakładem pomysłów. Nie wiszę na ministerialnych klamkach, nie korzystam ze stypendiów, jestem independent – w tym sensie, że mogę w sztuce robić to – na co mam ochotę.
M.Ł: Nie uważasz, że przez to więcej tracisz niż zyskujesz? Nie od dziś wiadomo, iż rynek artystyczny rządzi się swoimi prawami...
R.K.: Możliwe, ale nie chce się totalnie zeszmacić i sprzedać, poza tym nikt mi nie będzie robił łaski. Mam kontakty z wieloma osobami znającymi się na sztuce i godnymi pełnego zaufania, jak Krzysztof Jurecki z Łodzi czy tez Małgorzata Błaszczyk z galerii Strefa A w Krakowie. To się dla mnie liczy i pomaga w pracy.
M.Ł.: Co takiego dostrzegli w Twoich pracach, czego zabrakło tym ze STREFY B?
R.K.: Może jakieś piękno zaklęte w brzydocie? Dokładnie nie wiem…
M.Ł.: Domyślam się, że nie są to jedyni ludzie, którzy docenili to co robisz. Twoje prace były wielokrotnie wystawiane w Niemczech, Stanach Zjednoczonych, a także w Hiszpanii i Szwajcarii...
R.K.: Kuratorzy i galerzyści... W sumie gdyby to zliczyć, to zdecydowanie więcej- za granicą niż w Polsce. A w Krakowie póki co – żadnej, pierwsza ma odbyć w kwietniu.
M.Ł.: Jakie targają Tobą emocje na nieśmiałe otworzenie się przed Tobą Krakowa?
R.K.: Żadne. Myślę tylko o koncepcji: chyba pól na pól: malarstwo i fotografia. Tytuł wstępny: „Czy dychotomia jest dobra ?”
M.Ł.: Skąd ten pomysł?
R.K.: Nie wiem czy łączenie tych mediów wypali, czy coś się z czymś nie pożre. Stąd też tytuł pełen wątpliwości, niech widzowie to rozstrzygną…
M.Ł.: Czyli jednak „coś” czujesz. Niepewność...
R.K.: W zasadzie zawsze. To taki tzw. „motor napędowy twórczości”, jeden z kilku. Kto mówi, że jest inaczej – zapewne kłamie.
M.Ł.: Jeden z kilku… Czyli jest ich więcej?
R.K.: To też agresja u artystów, facetów. Jak sadzę: sex, adrenalina, alkohol i dragi, w szerokim tego spektrum znaczeniu.
M.Ł.: A Ciebie? Co napędza do działania?
R.K.: Jak śpiewał Iggy Pop: „Just for life”. Jakiś apetyt na doznania i chęć obcowania z absolutem poprzez sztukę. Kur** to banał jest, ale tak się czuje – zwłaszcza jak się napije. Poza tym chyba jakieś samcze zaznaczenie swojej obecności i rewiru.
M.Ł.: Alkohol jest nieodłączną częścią Twojej sztuki?
R.K.: Czasem tak, nie chce aby to była sztuka „czysta” – w sensie odbioru. Tu się znajduje ten klucz, czyli coś co jest pod podszewka bo ja wiem, że jest; ból istnienia, a z tym się wiąże wiele spaw pobocznych, jakieś nałogi miedzy innymi…
M.Ł.: A może ludzie powinni przychodzić oglądać Twoje prace, w takim stanie (%) w jakim sam je tworzysz? Może wtedy nie mieliby oni problemu z odebraniem przekazu?
R.K.: Nie, to nie ma z tym nic wspólnego. Niech przychodzą w takim stanie w jakim chcą, byleby cos z tej wystawy dla siebie wynieśli i zapamiętali. Poza tym nie zawsze robie coś w takim stanie, a ostatnio juz coraz rzadziej…
M.Ł.: Na jakim „Ciebie” najbardziej Ci zależy, abyś został zapamiętany?
R.K.: Niezależny, o swoistym i swobodnym stylu, ironista.
M.Ł.: Ironista? Do świata? Czy może do nich samych? Czy to aby na pewno pozytywna postać...?
R.K.: Mam sporo dystansu i autoironii. Czasem nawet cynizmu.
M.Ł.: Sądzisz, że to pomaga w życiu?
R.K.: Tak. Ironia w zdrowych dawkach oraz autoironia to moja broń.
M.Ł.: Kiedy jej używasz?
R.K.: Gdy komentuje świat, i gdy mnie ludzie nie rozumieją, tzn intencji bądź też przesłania sztuki, lub gdy mnie ktoś wkurzy...
M.Ł.: Często jesteś nie rozumiany przez ludzi?
R.K.: U mnie wszystko jest trochę chaotyczne i raczej intuicyjnie. Intelektualne gierki mogą przyjść nieco później, tzn.: jakieś wygibasy znaczeniowe, ikonografia, kwestia ikonologii, doboru środków, dopasowania medium etc.
M.Ł.: Wymigujesz się…
R.K.: Paradoksalnie wcale nie tak często, przynajmniej fotografią i grafiką. Z malarstwem jest może troszkę inaczej…
M.Ł.: Tzn Jak?
R.K.: Miałem wrażenie, że jest mniej rozumiane. O tyle mnie to dziwi, że dla mnie to awers i rewers jednej monety: lewa: malarstwo i grafika, prawa: fotografia. U mnie stanowią coś jednolitego, poruszają się po podobnej tematyce, śledzą podobne obsesje i kultowe dla mnie tematy.
M.Ł.: To takie Twoje bliźniacze maluchy… Ale czy aby na pewno jedno nie jest ważniejsze od drugiego?
R.K.: Nie, teraz juz nie... Choć fotografia jest… jakby to powiedzieć… Dla kogoś kto wyszedł od malarstwa i rysunku – czymś dość prostym, w sensie uzdolnień manualnych. To szybkie, powtarzalne medium, tu liczy się bardziej sam koncept, a tam - wykonanie, gest, ruch reki.
M.Ł.: Czy to znaczy, że... malarzom jest dużo prościej zająć się fotografią, niż osobom które nie mają o tym pojęcia?
R.K.: Robić zdjęcia może każdy i prawie każdy je robi; czym się tylko da. Nie jest łatwiej, po prostu jest to wejście do płytszej rzeki. Ja tak to odczułem; płytsza rzeka z mniej rwącym nurtem, bliżej jest drugi brzeg, trudniej się zagubić.
M.Ł.: Zaraz, zaraz… Czym tak właściwie jest dla Ciebie stabilny ląd? A czym rwący nurt?
R.K.: Tym czym wszystko w sztuce: to wypalenie, niemoc twórcza, tematy bez rozwinięć, rozwiązań, zakończeń, puste przebiegi, gonitwa myśli, zniechęcenie, brak języka, brak tego czegoś... weny, natchnienia, przerażenie – pusta kartka, chęć zniszczenia wszystkiego co się juz stworzyło. To są wiry i rwący nurt.
M.Ł.: A ten spokojny, drugi ląd?
R.K.: Dla mnie sztuka jest zabawą w chowanego ze śmiercią.
M.Ł.: Być może to pytanie powinnam Ci zadać na początku, ale w takim razie, co daje Tobie sztuka?
R.K.: Jest jedynym z wielu ze sposobów wyrażania siebie…
M.Ł.: Banał. Nie twierdzisz, że odpowiada tak 99% artystów? Zaskocz mnie.
R.K.: Sztuka i tak nas oszuka… Więc... kiedyś miała być środkiem na podrywanie dziewczyn, czasem to skutkuje, tzn. w niektórych środowiskach. Sztuka to wypełnienie pustki, coś poza horyzontem doczesnych zdarzeń…
M.Ł.: Hmmm… To taka ucieczka w inny świat?
R.K.: Tak, poza horyzont zdarzeń, czasem bieżących potrzeb. Eskapizm? Może, ale jednak nieco intelektualnie kontrolowany, trzymany w ryzach.
M.Ł.: Inny oznacza lepszy?
R.K.: Nie zawsze, inny oznacza inny. Czasem i tu i tam, wszystko uwiera i drażni…
M.Ł.: Jakich artystów podziwiasz?
R.K.: Egona Schiele, Witolda Wojtkiewicza, Wojciecha Weissa, Luciana Freuda, Warhola i Floriana Sussmayra.
M.Ł.: Czym sobie na to zasłużyli?
R.K.: Sztuką , czyli sprawnością warsztatu i myślą, poza tym [...]